Problem koloru
Problem koloru jest jak chmury ołów
powracający jesienią
Kolor przewraca nieba jak pierzyny
barwy miesza namiętnie
oczy przyciemnia
i budzi pamięć zapachu włosów za uchem
- z zeszłego roku –
Problem koloru powraca namiętnie
i pies twój przyjaciel u nóg leży cicho
nie wie gdzie krążysz myślami swoimi
lecz daje ciepło jak każdej jesieni
Wczoraj był wtorek
niespecjalnie inny
niż dzień świąteczny albo dzień urodzin
znowu myślałeś o dłoni i palcach
grających w kolory niegdyś na gitarach
gdy buchało złoto z kufli z białą pianą
Słowo się rodziło w granacie wieczoru
mokry oddech poruszał ukryte emocje
pochylałem brąz włosów nad brąz dwojga oczu
pozwalałem brwiom oprzeć się na kroplach potu
czasem wargi sięgały pamięci naskórka
lub podawały piwo dotykając ucha
Młody wieczór otwierał ramiona jesieni
fioletowym wiatrem pachniało
muzyką
w stertach siana złotego za drewnianą ścianą
zasypiało licho nielicho pragnące
lewą dłonią nie mając odwagi się zbliżyć
Pachniało więc sianem i tą pomarańczą
roztartą na dłoni z którą mógłbym tańczyć
- lecz tylko na zawsze nie mówiąc niczego
pochylając włosy
nad stopy chorego
zamykając wieczór dotykaniem wzroku
w milczeniu dłoń ścisnąwszy
wśród złotych półmroków
Rajmund Dobrzyński Kwiecień 1994